We wtorek (11 lipca) koło godz. 19.00 nad Konarzewskim niebem pojawił się snop dymu, który z czasem stawał się coraz większy. To początek wielkiego pożaru barokowego pałacu w Konarzewie, który trwał do wczesnym godzin rannych.
Dym był widoczny z wielu kilometrów, mogli go obserwować aż mieszkańcy poznańskich Rataj.
Strażacy zgłoszenie o pożarze otrzymali około godz. 19.00. Na miejsce skierowano znaczne siły, bo aż 39 wozów gaśniczych oraz kilka samochodów pomocniczych, kontener z zapasowym sprzętem oraz cysternę. A akcji brało udział 135 strażaków.
Ogień udało się opanować około godz. 23.00, wtedy przestał się on rozprzestrzeniać, dogaszanie go trwało do wczesnych godzin rannych. Ostatnie działania strażacy podjęli przed południem w środę. Spalił się cały dach i poddasze (około 500 m2), zawaleniu uległy lukarny i jeden komin. Strażacy korzystali z podnośników, drabin i innego specjalistycznego sprzętu gaśniczego.
Strażacy podkreślają, że to była bardzo trudna i skomplikowana akcja.
Strażacy brali udział także w akcji ewakuacji mienia ruchomego z pałacu (mebli, zabytkowych obrazów itd.) Miejsce miało być niebawem zamieszkane po remoncie, który trwał kilka lat. Był już w dużej mierze wyposażony.
Wbrew niektórym informacjom podawanym w mediach, nie zabrakło wody w lokalnych hydrantach. Jednak przy tak dużej skali pożaru wodę dowożono z nieodległych naturalnych zbiorników wodnych.
W pożarze nikt nie ucierpiał.
W środę na miejscu był biegły z dziedziny pożarnictwa, aby ustalić przyczynę pożaru. Nie udało się jednak nic nawet wstępnie określić. Zostały zabezpieczone próbki, a opinia zostanie wydana w najbliższych dniach lub tygodniach.
Także w środę przed południem strażacy monitorowali pogorzelisko, sprawdzali poziom dwutlenku węgla i stan bezpieczeństwa obiektu.
To największy pożar w naszym rejonie od dawna. Kilka lat temu, także w Konarzewie, paliło się na dużą skalę zboże na pniu.
Red.
Fot. Michał Bartkowiak
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz